niedziela, 18 lipca 2010

Ponoć wakacje.

No i nie pisałem długo i takie jest moje prawo.
Znowu się poczepiam, jako że przez tydzień żyłem w innym środowisku, znalazły się więc nowe rzeczy, nowe pierdółki, które denerwowały nie tylko mnie, ale chyba tylko ja odważyłem się czasem zareagować.

Spraw było kilka, najbardziej wkurwiająca(oprócz słońca, które napieprzało jak durne, ale na to akurat nie miałem ani ja, ani ludzie wpływu) to ludzie z psami na plaży. Rozumiem, przyjaciel człowieka, kochasz jak swojego syna, ale do cholery - to ma troche mniejszy rozumek a większy instykt i troche więcej bakterii. A człowiek idąc z takim psem olewa najpierw jeden znak zakazu wejścia z psem, potem drugi, potem jeszcze niebieski znak ze strzałką kierującą dla plaży dla psów i na dodatek regulamin. I włazi mi z brudnym, obsranym psem, który zaraz zaszcza plaże i obsra muszelki. Bo to jego pies i on chce z nim wejść. Raz opieprzyłem kolesia, niestety okazał się niemcem, a ze szwabami nie mam ochoty gadać. Nie zrozumiał i poszedł dalej, no jaki on biedny.

Kolejna sprawa - dzieci. Kto mnie zna, wie jaki mam stosunek do tego biegającego tałatajstwa. Sprawa dzieli się na dwie części - rodzice i..rodzice. Sprawa a) - gołe dzieci. Do chuja, plaża jest w tym momencie rajem dla pedonów. Biegające w koło 2,3,4 nawet w okolicach 7 latków "udało się" dojrzeć. Oczywiście z fiutami i cyckami na wierzchu, bo przecież takie ładne to co sie bedzie w gaciach męczyć. Po domu też Ci gołe biega? Albo po osiedlu? Debilu ubierz to dziecko jedno z drugim, nie każdy ma ochote to oglądać. Zwłaszcza, że to podpada pod jakiś paragraf(zapewne na zasadzie "dajcie mi czlowieka, a znajde na niego paragraf", ale...). Mówimy stanowcze NIE gołym bachorom na plaży!
Sprawa b) rodzice - jak już kurna decydujecie się na bachora(lub popełnicie błąd..) to do cholery pilnujcie. Na promenadzie(czy coś takiego, kojarzy mi się to z kosmosem) ludzie wypożyczali małym dzieciom takie samochodziki na akumulator. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jedna paniusia, która wypożyczyła swojemu kilkuletniemu berbeciowi takie auto. I dziecko se jedzie do przodu i patrzy do tyłu. i w moją Matkę jedzie. No to złapałem bachora(właściwie to samojezdne gówno), ale nawet nie zwrócił uwagi, to puściłem bachora a złapałem jego matke. Ochrzaniłem, że nie pilnuje dzieciaka a on rozjeżdża ludzi. Nawet spierdolonego przepraszam nie powiedziała, tylko "synek, uważaj" i poszła dalej. A że się da, to przykład był później - tatuś szedł obok dziecka, nie trzymał kierownicy tylko pilnował żeby w ludzi nie wpadał i PRZEPRASZAŁ jak komuś tylko zajechał drogę - nie było sytuacji żeby się wpieprzył.

No, można jeszcze pomarudzić na budowlańców-debili, używających koparki tam, gdzie lecą kable, ale tego w szkołach nie uczą, że trzeba spojrzeć na plan, dopiero później kopać, ale dokuczliwe nie było a karę ponieśli.
Hm, co by tu. Nieważne.

Wróciłem do domu, śpie na swojej kanapie, ugniecionej pode mnie i śpi mi się tu najlepiej.

Na korki nie będę marudził, bo i tak będą.

sobota, 27 marca 2010

"Drogi rowerowe"

Ok, lubie jezdzic. Nawet do tego stopnia, ze wpakowalem sie w deszcz, by pojezdzic. Wszystko spoko, duzo czasu zmarnowane na stanie na swiatlach, ale powiedzmy, ze chcialem byc przepisowy. Kilka tysiecy razy luknieta mapka tras rowerowych ze strony wroclaw.pl(http://wrosystem.um.wroc.pl/beta_4/webdisk/eb399081-9cd0-4db9-9d15-b8157b72c5d7/trasy_rowerowe_2009.png). Wygląda dosc imponujaco, ale funkcjonalne nie jest - odnalezienie swojego miejsca nocowania jest trudne, a drukniecie jej i odnalezienie sie w miescie jest juz niemozliwe. No ale ok, mozna sie nauczyc na pamiec i pilnowac caly czas.

Wskakuje na rower, kilka minutek marzniecia na osiedlowych uliczkach(start->stop->start->stop, bo porobili drogi rownorzedne, a tam gdzie nie sa to akurat pierwszenstwa nie mam...) i dotarcie do oslawionych sciezek. OK, latamy po kromera, kilka tysiecy swiatel, niekoniecznie ustawionych pod pieszych, ale ok, w koncu przebity. Wskakuje na brzeg odry, pieknie ladnie, nogi kreca juz starym zwyczajem, jest ciepło. Konczy sie etap standardowej drogi, ale patrze, 50m tego szutru, no dobra. Jade teraz asfaltem, po moscie, wzdluz drogi. Zero linii, zero oznaczenia ze to jeszcze droga, albo ze tu trzeba zjechac, bo sie inaczej zgubisz czlowieku. Przedarlem sie jakos przez 4 pasy ruchu(na szczescie z azylem po srodku) i jade. Znow kosteczka, znow brzegiem odry, zgodnie z wczesniejsza plansza nie bedzie skrzyzowan przez dluzszy czas no to nabieram tempa. Jest wasko, ale specjalnie to nie przeszkadza, spokojnie mijam ludzi/innych rowerzystow. Nagle, wtf! skonczyla sie kostka i zaczelo blotko. 5m blotka, bo panom nie chcialo sie zrobic luku z kostki i potem znowu kosteczka. I tak 5 razy. No co do cholery, komus sie nie chcialo kostki poukladac inaczej niz wzdluz? Nie umialy Bolki i Mariany spod warzywnego?

Kiedys asfaltowa sciezka byla dla mnie marzeniem, lepsza od kostki. Lecisz jak po stole, normalnie suniesz jakbys lecial w powietrzu. Dzis, jadac wzdluz Zygmunta Wroblewskiego zmienilem zdanie. Jakies wystajace korzenie, jakies dziury, przeorany asfalt. Kostka brukowa na przejazdach dla samochodow. Boż. Jakoś docieram do grunwaldu, po stronie politechniki już fajniejsza ścieżka i o dziwo bez żadnych problemów. Przejeżdżam pod drogą(też kostka brukowa na zjazdach, a szkoda) i wbijam na urząd wojewódzki. Ostre łuki, co nie sprzyja ludziom wpiętym w SPD(ale to już nie jest normalne, po takim mieście sie wpinać...) no i jadymy. Jadymy, jadymy, oczywiście kolejny bonus pod postacią ścieżki kończącej się w połowie drogi(zaraz za przystankiem katedra, za jakimśtam mostem), ale przeskoczyłem ten kawałek do Parku Tołpy. Tam zaczyna się dalej ścieżka, dalej i dalej, ludzie oczywiscie wlaza na zajebiscie wielki rysunek roweru na innym kolorze chodnika i stoi tam. No i sie nie przesunie, a zgodnie z przepisami to rowerzysta ma pierwszenstwo na wydzielonym tylko dla niego pasie ruchu. Potem sciezka rowerowa sie nie konczy(chyba? wg mapy przynajmniej) a chodnik staje sie standardowy, stoja samochody(oczywiscie musialo pasc najpopularniejsze slowo z moich ust w stosunku do ludzi, ktorzy zaparkowali tam busa uniemozliwiajac praktycznie przejazd) a kraweznik jest zajebiscie, ale powtarzam ZAJEBISCIE wysoki tak, ze nawet goralem wypada zwolnic, a kolarka trzeba sie zatrzymac, zejsc i przeprowadzic rower przez kraweznik. Czy ktos kurde myslal jak stawial znak "sciezka rowerowa" tudziez "droga dla rowerow"?

Ale i tak jestem zadowolony. I robie pierwsze pranie.

piątek, 26 lutego 2010

Dwie sprawy, w tym jedna smierdzaca.

Od ktorej zaczac? Moze od tej mniej smierdzacej.

Otoz, zyje od niedawna w miescie. Wiekszym miescie, bo zameldowany jestem ponoc takze w takowym, aczkolwiek wyglada to bardziej na wies na prawach miasta. I jak to bywa w wiekszych miastach, czlowiek porusza sie komunikacja miejska. Tym razem nie bedzie jednak marudzenia na spozniajace sie autobusy czy chamskie zachowanie kierowcow(dwie minuty wczesniej niz planowo odjazd z przystanku, kierowca czeka na wlaczenie sie do ruchu i udaje ze nie slyszy jak 3 osoby napieprzaja w drzwi pokazujac mu zegarki) aczkolwiek na ludzka.. niedotykalnosc. Czy jakkolwiek to nazwac.
No i jezdze sobie takimi autobusami i zdaza sie, ze wsiadam na petli, ale to chyba nie ma znaczenia(po prostu na tej linii najczesciej mi sie to zdaza). Co jest tu denerwujace? Ludzie nie mysla o innych - siada sobie wygodnie na jednym krzesle, na drugim kladzie torbe/plecak i ma w dupie to, ze ktos moze by usiadl. Tudziez siada na skrajnym siedzeniu, zamiast na tym przy oknie by umozliwic komus skorzystanie z miejsca. Pies ogrodnika czy boidupa? Czy Ty, drogi pasażerze, boisz sie, ze ktos Cie dotknie kurtka albo bluza i zrobi tym krzywde? Waglika wrzuci? Ukradnie rekawiczke z kurtki? I tak tez, po przejsciu autobusu przegubowego nie znalazlem mozliwego miejsca do spoczecia w taki sposob, by nikogo nie urazic koniecznoscia zabrania plecaka lub tez ruszenia dupy na siedzenie obok.
Przy oknie nie wieje.

Druga sprawa(ta smierdzaca) PSIE KUPY. Duzo bylo o tym w telewizji, duzo mowi o tym policja i straz miejska, ale starzy ludzie maja to w dupie. I to gleboko. Idzie sobie taki z pieskiem, piesek sra na srodku chodnika i jest spoko. Raczej bylo spoko, bo padal snieg i za moment kupska nie bylo widac. Teraz sniegu nie ma - stopnial i jest mnostwo wody na chodniku ograniczonym dwoma kraweznikami po bokach a gdy chcesz isc bokiem to tam masz kupy.
CZLOWIEKU. Jak chcesz se trzymac w bloku psa, za ktorego naturalnie placisz ustawowo naliczony podatek(a jestem pewny, ze polowa z tych kup jest robiona przez nielegalne psy) to masz takze, za przeproszeniem(ale slowo jest tu pasujace) zasrany obowiazek posprzatac po tym psie, ktory nasra na moja przyszla sciezke do domu. A nie, ze snieg przykryje a gowno zostaje, by smierdziec gdy swieci slonce i czekac az ktos sie zagapi i wpakuje.
Tylko czekam zeby kogos dorwac jak pies bedzie sral na chodniku. Szkoda tylko, ze zawsze spiesze sie by postac w autobusie, bo ludzie zajmuja dwa miejsca...

Boze, gdzie ta wiosna....

PS. W autobusach przy oknach nie wieje, chyba ze w tych starych. Polecam noszenie czapek.

poniedziałek, 15 lutego 2010

rzecz o kinie...

Walentynki. Kino. Tłumy ludu stojącego do kas w multikinie - kurde nie przewidziałem tego i trzeba było zmienić miejsce. Pójde już na ten "avatar", niech będzie. W sumie, rząd zły nie był, miejsce też, ani daleko ani blisko - troche na skraju, ale za niedbalstwo jakoś się płaci. Przyszedłem spóźniony na seans 5 minut - kolejka po popcorn i cole(spory narzut sobie liczą, np w stosunku do kfc albo mcd, dodatkowo zabraniając wnoszenia swojego jedzenia..koszmar i paranoja) i co?. Siadam i widze reklamy. REKLAMY. Jak w bezpłatnej, komercyjnej telewizji. Ok, lecą reklamy, Ople mi śmigają przed oczami, patrze na zegarek - 16:45. Ok, może już starczy? A skąd. Kolejna porcja TRAILERÓW. Kurde. Nienawidze trailerów, nienawidze tego, że seans zaczyna się o 16:30 a film o 17. I potem znowu - jakiś inny samochodzik śmignie, potem jakaś reklama producenta projektora. Może już? A skąd. Znów te pieprzone trailery, tylko w 3D. Nosz kurwa, jakby nie można było puścić tego jak ludzie się układają. Seans zaczyna się o 16.30 = FILM zaczyna się od 16.30. Nie mam nic przeciwko jednej reklamie na początku. Ale żeby ponad pół godziny?
Sam film - w wersji 3D, zatem droższy. I to była chyba jedyna różnica między 2D a 3D(no i te kilka trailerów) - praktycznie tylko napisy były w powietrzu, od czasu do czasu jakiś liść śmignął przed oczami czy coś. Oczekiwałem, że jakoś te kosmiczne sceny przekombinują, żeby zadowolić klienta. A tu dupa. Napisy w 3D, no łaał. Oszukać przeznaczenie 4 było zdecydowanie bardziej 3D niż Avatar.
Sam film - nawet spoko. Troche przydługi i generalnie wiadomo było, kto wygra to wszystko, jednak do końca miałem nadzieje, że któreś z tej dwójki zginie. Niestety. Historia z Happy Endem.
Zaskoczyła mnie ostatnio uczciwość ludzi - numer 1 pan z Flo w PG. Najpierw zwrócił uwagę, że pudełko jest pęknięte, a potem, ze w sumie biore nie to, co jest mi potrzebne. Ze trzy razy lataliśmy do półki a on nie stracił cierpliwości i był miły. I nawet pożartował. No i wczoraj, duża cola i średni popcorn kosztują tyle samo co duża cola i duży popcorn. Dziwne, ale sprzedawca również powiedział, że w pakiecie za te same pieniądze mam więcej. Czyżby rasa ludzka nie miała jednak wyginąć?
Nie mogłem dzisiaj zasnąć. Czasem tak mam. Marudze. Eh.
Aha. Walentynki to komercha - totalna. Widać było po kinie i wszechobecnych kwiatach i kwiaciarniach. Ale generalnie - nie jest tak nieprzyjemnie. I do pizzy dali sosy gratis...

sobota, 13 lutego 2010

Wyzalenie sie na ekologow.

Tak, nuda. Jestem studentem, ale sie nudze. Mam ferie. Całe dnie oglądam MTV, widziałem dzisiaj pierwszy teledysk od tygodnia jak siedze przed tym 40 calowym telewizorem 30 centymetrów od środka, bo pokój jest mały. Obok mnie szatanią dwa koty - mają ścisk dupy czy jak to tam one na to mówią - whatever.
Nażarłem sie niesamowicie, toteż moje wkurwienie na cokolwiek nie jest jakieś zajebiste i ciężko mi coś znaleźć, toteż podeprze się kumpla blogiem i też powrzucam na ekologów.
Otóż, piszę to do was - PIERDOLCIE SIĘ!. Tak, wiem, niecenzuralne i zaraz mnie ktoś o to walnie, ale takich pijaw to chyba nie ma nigdzie. Złapią się każdej branży - drogi, domy, tunele, ale i żarcie, telewizja, pewnie niedługo edukacja i telefonia komórkowa.
Droga przez Doline Rozpudy. Ponoć nie posprzątali po akcji protestacyjnej. Jak są tacy zieloni, jakim cudem jeżdżą samochodami, jakim cudem piją mleko z kartonu i jedzą konserwy z puszek i mają dość cywilizowane namioty - produkcja tego wszystkiego to nieekologiczne fabryki z - oh jej - kominami. A wszystko po to, by ochronić żabki. Jakby nie można było ich przesiedlić. Bo pomyślmy - nowy projekt tej drogi, przesiedlenie kilkunastu domostw, wydłużenie drogi o 20km - wszystko kasa. Ok, kasa to nie wszystko - mamy jeszcze nieszczęsną ekologie. Załóżmy takie ciężarówki. Jadą 100 a jadą 120km. Na której trasie spali więcej paliwka? I o ile? Taka ciężarówa wciąga ze 30l/100km. 20km to jest 6l. Jedna ciężarówka. A jedzie ich tą trasą 200 dziennie - już 1200litrów. A ile idzie tego w atmosfere? Ile pójdzie w uprawy zboża, warzywek do konserw dla ekologów. Ile przeniesie wiatr do pieprzonych żabek? Już lepiej puścić drogę tamtędy, najkrócej, najefektywniej. W innych krajach jakoś się o to nie martwią...
Ekologia to taki fajny temat, na którym można dużo zarobić. I bardzo, bardzo dużo prawdy w sobie zawiera dobry skecz KMN, którego nie chce mi sie teraz szukać, może później. Mariuszek przykuwa się do drzewa i za 10k daje się od niego odkuć.
Tak samo z tym całym tałatajstwem. Nie popieram oczywiście orania wszystkich lasów i przerabiania ich na korty do tenisa, wielkie domy nadzianych ludzi czy innych srutów, ale w Polsce jest od cholery drzew. Wypizdzejstwo lasow, w ktorych rosna grzyby, lataja sarny itd. Nie mozna takiego paseczka srutnac na droge, dzieki ktorej nie beda ginac LUDZIE, ktorzy sa chyba najwazniejsi? No.
Apropo ludzi. Glupich. Bo tacy zajmuja sie protestowaniem przy drzewach i blokowaniem torowisk przed przejazdem pociagu z radioaktywnymi substancjami. Mam tez coś do takich, co blokuja nam budowe elektrowni atomowej. Tutaj mozna powiedziec - za komuny bylo lepiej. Budowa elektrowni atomowej w zarnowcu zakonczylaby sie sukcesem, bo ludzie nie mieli nic do gadania. Nie jestem za tym, za budowa tej elektrowni w takiej konfiguracji jakiej byla w projektach tez nie jestem, ale bardziej nie jestem za ludzmi, ktorzy nasiaknieci obawami przed kolejna katastrofa pokroju czarnobyla, wywolanej powalonymi pomyslami naprutych do granic mozliwosci ruskich technikow, zabraniaja budowy czegos, co postawi nas energetycznie na nogi i pozwoli nawet odsprzedawac energie. Obnizyc ceny energii elektrycznej. Zadbac o linie przesylowe, ktore wygladaja katastrofalnie. Do mniejszych miejscowosci brakuje zapasowych ringow, padniecie jednej nitki WN w pewnym miejscu potrafi zrobic nielada problem energetykom. Ale dziee tam, Panie, znowu nam urosna dzieciaki z trzema recami albo jedna noga i po co nam to? no jasne. Lepiej zeby bylo zimno, ciemno i woda w kiblu zamarzla. Albo w ogole jej nie bylo, bo hydrofornie tez sa na prad.

Eh. No i co. I nic.
Jutro na demotywatorach bedize nalot, ale to tekst na osobna notke.

sobota, 6 lutego 2010

MTV

Paris Hilton - wiemy kto to jest. MTV - też wiemy. No bo jak inaczej. A kto wie jakie jest rozwinięcie MTV? Widze jakąś pojedyńczą, zwiędłą rękę w tłumie. - MTV = Music TeleVision. Mjuzik kurna, MJUZIK. Widzieliście tam jakiś teledysk? Tak? A kiedy to było, jakąś dekade temu, prawda? Smutna prawda. "mjuzik telewiżyn" jest teraz "małpiszon telewiżyn". Specjalny pilotażowy program amerykańskiego rządu, pozwalający ogłupić najmłodsze pokolenie tego kraju, żeby łatwiej sie sterowało takimi milionami ludzi, płacących paris hilton za to, że pokazała w tv nową fryzurę albo stworzyła program telewizyjny. Taki jak - bądź najlepszym przyjacielem Paris Hilton. Zasady są może rozbudowane, ale da się to krótko i zwięźle stwierdzić - robisz to co chce paris, jak jesteś zajebisty to paris mianuje Cie swoim pudelkiem czy pupilkiem i wtedy kablujesz na swoich towarzyszy broni. Konkurencje sa drune - bieg po oponach w obcasach albo zarcie wieziennego jedzenia, bo ponoc Paris w takowym siedziala 28 dni. Akurat, chcialbym widziec jak ona wpieprza paćkę z blaszanej misy, która pewnie capi domestosem albo innym środkiem przeciwszczurowym.
MTV słynie też z innych programów, robiących DEBILI z młodych ludzi. Bo teraz DEBILIZM najlepiej się sprzedaje, jest moda na te pieprzone pięć liter DEBIL. DEBIL, DEBIL. Potem mamy pokolenie dzieci neostrady, które podaje do sądu bo upadło na krawężniku, albo obżarło się 20kg czipsów a na paczce nie było napisane, że nie wolno. Ponieważ nienawidze dzieci, to : DROGI RODZICU. Włącz dziecku MTV, Vive, 4fun TV i cartoon network na raz na 4 telewizorach, tak żeby tylko się obracało w jakimś kierunku i zostaw je tak na 24godziny, podrzucajać browary, dziwki, batony i macdonaldsa/kaefce. Wychowasz je na obywatela, którym chce sterować rząd! Państwo jest dumne z takich ludzi.

Chujowa notka, wiem.

Drugi post

Drugi, bo kazdy zaczyna od pierwszego. W sumie, ja tez moglbym, ale po co.
Blog - nie ukrywam - zalozony jest pod wplywem impulsu. Impulsu, ktory wyzwolily we mnie podstawowe czynnosci zyciowe, np ZAKUPY. Zakupy, na ktorych bylem dzis. Zakupy, ktore zawsze wyzwalaja we mnie wydzielanie adrenaliny. Niby zwykle kupowanie, niby normalne pojscie do samoobslugowego sklepu, wziecie koszyka, zgarniecie z polek to co trzeba i to co nie trzeba. Jednak zaczynaja sie schody. Zacznijmy jednak od poczatku...

Piatek, pisze egzamin (raczej go oblewam), wpadam po krotkich perypetiach (skleroza nie boli) na stacje, mam 10 minut do odjazdu pociagu. Stoje grzecznie w kolejce do kasy, rozgladam sie ile ludzi, ok mniej niz 10 osob (na oko 8,z czego dwie pary, wiec kupia jeden bilet). Stoje, stoje. Minuta, dwie, patrze a przy okienku ta sama baba caly czas. LUDZIE, do takich rzeczy sluzy obsluga klienta, gdzie mozna sobie POGADAC z mila pania o przebiegu swojej podrozy. W kasie biletowej, jak sama nazwa mowi, kupuje sie BILET. A nie urzadza pogawedki, czy lepiej jechac do zakopanego przez opole o 19.34 czy przez walbrzych, czestochowe o 18.15 z jedna przesiadka w czymstam. Ok, poszla sobie, dwie minuty do "odlotu", jakims cudem docieram do kasy, prosze o bilet, daje 20 zł (bilet kosztuje 11,98) i juz zbieram dupe w troki zeby wyrwac do startu na peron a ta mi mowi, ze nie ma wydac. No osmiu zlotych nie ma wydac? Ona ma dyche. I dwa grosze. Dostala szybko wyliczone PRZY NIEJ (to wazne) 2 zlote w 20 i 10 groszowych nominalach(tzw. twarda waluta) a ta liczy to jeszcze raz zeby mi laskawie oddac 10zł i 2grosze. Niewierny Tomasz. Nawet jakbym sie pomylil w liczeniu... biegiem po śliskim dworcu (o mało nie staranowałem jakiejś babki z torba bo wpadlem w poslizg), wpadam na peron, wsiadam do pociagu, ktory - wbrew panujacym wszech i wobec opiniom - jest czysty i zadbany. I nawet jechal, byl jeden jakis dluzszy stop, ale sie potem okazalo, ze pociag z 4 wagonow (czy 5) zrobil sie ponad 10 wagonowy, to pewnie nas jakos przelaczali. W kazdym razie, jechalo sie w miare komfortowo i juz nie grzalo w tylek tak jak ostatnio, ze musialem wsadzic bluze pod tylek, bo plastikowe siedzenie zaraz by sie chyba zaczelo topic.. Potem bede bezplodny;) Pociag dotarl planowo, wiec oczywiscie +.
Ok, bylo o PKP, mialo byc o sklepie. Wiec jak przyjechalem do rodzinnego gniazdka to wypada co nieco pomoc, skoczylem wiec jak zwykle po zakupy. Wchodze do znienawidzonego sklepu, ktory powstal na bazie naprawdę fajnego sklepu (Supersam byl, komunistyczny twor ale byl dobrym, porzadnym i ulozonym sklepem) - Stokrotka. Chodze tam tylko dlatego, ze wszystko inne jest po prostu daleko. Po za tym, kazdy sklep ma trzymac jako taki poziom... "zajebistosci". Na tyle, zeby nie odpychac klienta tak jak ten. Fakt, obok mam biedronke, ale oprocz chipsow, piwa i "ptasiego mleczka" nie ma co tam kupowac - rozpadnie sie zanim doniesiesz do domu.
Wchodze wiec do tego sklepu, pierwszy stres. Nie ma koszyka. Moze wezme wozek? Patrze na liste.. Chleb, 4 bulki, proszek do pieczenia, powidla sliwkowe, chrzan, smietana mała 18% "z domkiem". NO to nie bede bral wozka na 5 malutkich sztuk. Szukam koszykow. Lezy wielki stos, wiekszy od czlowieka, przy kasie, po drugiej stronie okopów. Przedzieram sie jakoś, biore koszyk. Jakby ktos kuzwa nie mogl raz na jakis czas (czyt. skoncza sie tamte) przeniesc tych zasranych koszykow przy wejsciu (pomijajac fakt, ze ich miejsce jest na takiej jakby laweczce, gdzie powinno byc miejsce na wypakowanie rzeczy z koszyka/wozka i przelozenie ich do siat, plecakow czy toreb(ot, takie miejsce na ogarniecie sprawy). Ide. Zamieszalem sie, nie wiem gdzie mam isc. Patrze jeszcze raz na liste, wlazlem w jakas polke, a skocze po chleb, bo wiem gdzie jest. Ide, patrze. Kuźwa. Jakies pojedyncze sztuki sa. Szukam chleba jakiegos normalnego. 100 rodzajow, mojego pewnie nie bedzie, ale patrze, jakis "chleb zwykly". Pierwsze co trzeba zrobic po zobaczeniu takiego chleba to go dotknac. Standardowa praktyka takich sklepow jest mieszanie swiezego chleba z takim.. starym, ktory zostal. Ludzie juz sie tego nauczyli, wiec po dwoch dostawach zostaje taki zajebiscie stary. Kazdy dba o swoj interes. Wreszcie znajduje, gdzies z tylu, jakis normalny chleb. Czy to nie powinno byc zabronione? Chowanie swiezego chleba i wystawianie na przod starego, tylko po to, zeby ten swiezy sie zestarzal i dali go pozniej na przod? Gdzie tu logika, gdzie tu myslenie? No ale mamy kapitalizm. Lepiej trzymac caly czas tak samo nie swiezy chleb, niz swiezy/nieswiezy na przemian. Eh.
Ok, ide dalej, wzialem bulki (nie bylo foliowych opakowan, a jedynie papierowe, no ale trudno, o to juz nie bede marudzic). Tez jakies krzywe, ale to tylko bulki. I tez w polowie twarde, ze jeszcze troche i szyby mozna bedzie nimi tluc. Biore te bulki, biore sie za szukanie innych rzeczy, np:
Śmietana. Wiadomo, lodówa. Wkurzajace jest to, ze co tydzien jest w innym miejscu tej lodowki. Nie ma jakiegos duzego rozrzutu, ja tez oczy mam, wiec sobie moge znalezc. Fakt. Tylko ze to troche niewygodne. Ok, jest duza, ale potrzebuje mala, ale tej samej firmy. I musisz zasuwac wzrokiem po calej polce, po calym rzedzie i calej kolumnie, nawet najwydajniejszy algorytm Ci nie pomoze, bo kto to pomyslal, zeby duza smietana tej samej firmy stala obok malej tej samej firmy? Dlatego damy ja po skosie. A co. Dwie polki nizej. Chyba, ze to klienci przekladaja, 15 czy 20 malych smietan. Wzialem ta pieprzona smietane myslac, ze juz koniec przygod z tym sklepem i pojdzie z gorki. Drapnalem po drodze proszek do pieczenia (ten lezy w miare logicznie, miedzy cynamonami i innymi srutami do ciasta, we w miare nauczonej przeze mnie pozycji) i kieruje sie po chrzan. Firmy frubex. Mamy upodobania co do konkretnych smakow i mamy prawo do tego. Chrzan jest podobny do majonezu, sluzy do tego samego, pewnie tez podobny do musztardy i moze do keczupu (w zastosowaniach). Pamietam, gdzie lezakuja majonezy i musztardy, wiec kieruje sie z tym zasranym koszykiem i szukam. Majonezy stu roznych firm, w stu roznych opakowaniach, obok musztardy, dalej keczupy. Chrzanu NIE MA. Normalnie nie ma. Ale sobie mysle - ten sklep jest popieprzony, wiec ten chrzan na pewno jest. Pytac sie pracownic nie ma sensu (facetow nie ma, pewnie nie wytrzymali nerwowo braku tej logiki), bo po prostu lazi ze mna i patrzy na to samo - szkoda jej czasu, moglaby smietany przeniesc na swoje miejsce). Postawilem sobie za cel znalezc pieprzony chrzan metoda przejrzenia wszystkich elementow tablicy. Jade wzrokiem po wszystkich polkach, nie eliminujac nawet najbardziej nieprawdopodobnych polek, takich jak te z kawa czy pampersami i podpaskami. No, patrze, sloiczki jakies. Ok, chrzan. Trofeum znalezione po przeczesaniu jakis 3/4 tego sklepu. Zobacze miedzy czym jest. Miedzy kukurydzami, groszkami i przecierami pomidorowymi, ktore tez chyba widzialem kolo keczupu. No kurde. Chrzan podobny do kukurydzy? To ta kawa powinna wyladowac miedzy pampersami, podpaskami i zelami pod prysznic. Ciesze sie, ze juz koniec przygod z tym sklepem, wychodze. Do kasy. Jedną zamkneli mi przed nosem, ale ok, moze jej sie siku chce, ide do drugiej, prawie pustej. Jak zwykle prosi o koncowke, ale jest grzeczna, mila i szybka, to tez nie marudze tylko grzebie po portfelu o te 61 groszy i oddaje. W sumie mi tez wygodniej, bo da mi papierowe 90 zl a nie odgrzebane 9.81 + 80zl w papierkach.. Wylaze. Stos koszykow jak stoi tak stoi, ja swoj zanioslem - w koncu po co tyle blogow w necie;)
Poszedlem do warzywniaka, gdzie zawsze jest to co trzeba i nikt nie marudzi mi o siedemnascie groszy, tylko jak trzeba to zaokragla sobie w dol albo w gore (nie mam nic przeciwko temu, jak dwa grosze wiecej mam zaplacic, zeby mogla mi wydac okragla kase zamiast jakiejs twardej waluty i potem miec niespelna 50 zl i zajebiscie ciezki portfel).

Juz to ze mnie zlazlo, juz chyba jestem spokojny. Z natury jestem nerwowym czlowiekiem, wiec pewnie troche bede tu marudzil. Nie tylko na sklepy i ludzi z nimi zwiazanymi, ale takze na studia - PWr W8. Pierwszy rok. Tak, wiem. Nie wiem nic o zyciu na pwr to co sie bede wypowiadal. A bede. Na przekór wszystkim.

Sorki za niekonsekwentny brak polskich znakow - pisalem tam, gdzie jakos trafilem paluchem na alta albo tam, gdzie wydawalo mi sie, ze popelniam blad ortograficzny, lub tez dane slowo byloby dwuznaczne. Musicie mi wybaczyc.
Swoje zale walcie w komentarzach.

Ps. Pozdrowienia dla "wkurwionego-admina", który olał troche swój blog, jednak był pewną inspiracją dla mnie - człowieka zbulwersowanego.